Weronika
Gogola "Po trochu". Książka została wydana przez
wydawnictwo Książkowe Klimaty w 2017 i jest debiutem autorki. Rytm
powieści wyznacza tekst pieśni żałobnej "Żegnam cię, mój
świecie wesoły". Dwanaście rozdziałów zostało wpisanych w
dwanaście godzin czuwania przy zmarłym, nawiązując do rzadko już
spotykanej tradycji ludowej - czuwania przy zmarłym.
Miejscem
osadzenia historii jest podkarpacka wieś Olszyny,
opowiadaczem-gawędziarzem jest sama autorka, która pozwala nam
zajrzeć w swój pełen energii i życia nastoletni czas, ale
jednocześnie zaglądamy w czas naznaczony odchodzeniem – śmiercią
i próbą jej oswojenia, pogodzenia się z jej nieuchronnością. To
rzecz "o stratach, które przygotowują nas na kolejne
odejścia".
Bohaterami
tego czasu jest najbliższa rodzina narratorki, ale równocześnie
jest to prawie cała społeczność Olszyn. Wszyscy się znają, są
bliższą lub dalszą rodziną, to wujkowie, ciotki, kuzyni.
"Najlepsze historie z życia zawsze opowiada się po trochu, po
kawałku". Tak też "układa się" się ta historia,
kawałeczek po kawałku, jak snucie gawędy, "ktoś coś
zapamiętał i z tej pamięci rodzą się najpiękniejsze opowieści".
W
perspektywie 12 godzin zamyka się pewien konkretny "świat
miniony".
W
pierwszą godzinę wprowadza nas bicie dzwonów w przedostatniej
godzinie jedenastej - najbardziej zapada nam w pamięć wspomnienie
brzęku sprzączki przy sandałach. W tej godzinie odchodzi tata
narratorki-gawędziarki.
Dwunasta
godzina to godzina odejścia, przeminięcia, śmierci. Ta godzina nie
jest zapełniona historią, pożegnaniem się z jakimś "czasem
minionym".
Pozostałe
9 godzin jest wypełnione po brzegi. Każda z godzin dopełnia się
wspomnieniami, strzępkami różnych historii, zapachami i smakami
"śmierdzieć pożarem", "pachnieć wiatrem",
"pachniało podsmażanymi na smalcu ziemniakami", "pachniał
jak każdy taki ser trochę jej domem, a trochę babcią Klimcią",
"pachną wódką i tytoniem, no i oborą", "zapach
wosku mieszał się z zapachem perfum i tytoniu". Ale przede
wszystkim te godziny wypełnione są ludźmi, wujkami, ciociami,
dziadkami, babciami, kuzynami. W każdej godzinie "coś się
kończy", "ktoś odchodzi", zamyka się jakiś "czas
miniony".
"Po
trochu" jest oddaniem szacunku dla prostego, zwyczajnego życia
na wsi w latach osiemdziesiątych, życia blisko ludzi, zwierząt,
natury.
To
historia napisana "surowym" językiem, bez upiększeń,
często dosadnie, ale za to można ją porównać do smaku pajdy
wiejskiego chleba z prawdziwym masłem, posypanego solą, która
wyostrza jej smak.
Ag.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz