Wiktor
Paskow: „Ballada o lutniku”, Wydawnictwo Poznańskie, tłumaczenie
z języka bułgarskiego Mariola Mikołajczak, 2020. Imię i nazwisko
tłumaczki znajduje się nie tylko na stronie tytułowej, ale także
wyjątkowo na okładce. Książka zawiera posłowie od tłumaczki i
jest wydana w bardzo ciekawej szacie edytorskiej.
Czas,
w którym zostaje opowiedziana ta historia, ujmuje lata pięćdziesiąte
w komunistycznej Bułgarii, kiedy to, cytując z posłowia tłumaczki,
„życie kulturalne prawie zamarło, a wszystko to, co wiąże się
z prawdziwym człowieczeństwem – dobro, prawda, moralność
stawało się pustymi frazesami”. Jednak „Ballada o lutniku”
weryfikuje to stwierdzenie, udowadnia, że nawet w skrajnie trudnych
warunkach życia można zachować człowieczeństwo, wszystko zależy
od nas samych, niby niewiele albo aż tyle.
Mówi
się, że zmarli żyją dalej tu na ziemi tak długo, jak długo
przechowujemy pamięć o nich. Tak właśnie jest z tą historią;
jest ona wspomnieniem, wydobytym z pamięci dorosłego już narratora
Wiktora, który, porządkując rodzinne papiery, trafia na dwa listy
od Georga Józefa Heninga i przypomina sobie nieżyjącego już
przyjaciela i miniony czas dzieciństwa. Od tego momentu narracja w
książce prowadzona jest z punktu widzenia kilkuletniego Wiktora,
którego przeznaczeniem miała być muzyka, tak przynajmniej
zakładali jego rodzice. Miał zostać sławnym skrzypkiem jak jego
ojciec i ojciec jego ojca. Wiązało się to z wykonaniem dla niego
skrzypiec w unikatowym małym rozmiarze, tzw. ósemek.
Wizyta
u mistrza lutnictwa, Czecha Georga Heninga zostawi trwały ślad w
życiu Wiktora, ukształtuje jego niezwykłą wrażliwość, sposób
patrzenia na świat i ludzi. Czułość, z jaką mistrz zwracał się
do dziecka nazywając go „król, mały król Wiktor, „złote
dziecko”, „mały król Infant”; tajemnicze wręcz magiczne
wówczas dla Wiktora słowa: werniks, terpentyna, zapachy; w reszcie
sam wygląd Heninga, „karła-czarodzieja” o ciepłych szorstkich
dłoniach, zgarbionej sylwetce, rozmytych oczach i czas, gdy na piąte
urodziny otrzyma przepiękne skrzypce, na widok których zaniemówi i
z emocji się rozpłacze pozostaną w jego pamięci na zawsze.
Utrwalą w nim tęsknotę za tym czasem.
Rodzice
Wiktora żyją bardzo biednie, tak jak pozostali mieszkańcy starej
przedwojennej kamienicy. Ojciec, oprócz grania na skrzypcach w
teatrze, dorabia na okazyjnych występach, mama, wykluczona z bogatej
rodziny za to, że wyszła za muzyka, czyli w ich mniemaniu człowieka
niemającego poważnego zawodu, dorabia, szyjąc w domu. Pomimo
trudnej codzienności rodzina wspiera się i szanuje. Marzeniem mamy
Wiktora jest piękny drewniany kredens postrzegany jako wyznacznik
statusu rodziny. Ojciec, wiedząc, że ich na niego nie stać,
postanawia sam go zrobić. W tym momencie drogi Wiktora i Gustawa
Heninga znowu się krzyżują. Nie mając miejsca w swoim mieszkaniu,
ojciec zwraca się z prośbą o możliwość wykonania kredensu w
pracowni-piwnicy Heninga. Okazuje się, że zastają mistrza żyjącego
w strasznych warunkach, schorowanego, niemającego nic do jedzenia,
żyjącego samotnie i w zapomnieniu. Postanawiają za wszelka cenę
mu pomóc. Jest to niesamowita batalia.
Ta
książka jest nie tylko o przyjaźni, o tym, że mając niewiele,
można i tym podzielić się z innymi, o tym, że należy chronić
słabszych, o starości, o miłości do muzyki, o pasji tworzenia.
Kiedy
Hening już wie, że odejdzie z tego świata, postanawia wykonać
ostatnie skrzypce; są to „skrzypce dla Boga”, idealne, najlepsze
jakie stworzył. To, w jaki sposób pracuje nad nimi, jak dobiera
drewno do ich wykonania, jak pokonuje swoje słabości poprzez pracę
i cel, które dają mu siłę, pokazuje jego wielkość i
mistrzostwo. Wiktor, tak często jak to jest możliwe, jest z nim,
rozmawia, obserwuje.
Mimo
że opowiedziana historia jest smutna, to patrzenie na nią przez
pryzmat wrażliwego dziecka ujmuje nas delikatnością, czułością,
a przemycany humor dopełnia ją. Jest to opowieść uniwersalna,
ponadczasowa i naprawdę wyjątkowa.
Polecam
! Książka jest dostępna w naszej bibliotece.
Ag.