Powiem tak: nie sięgam po książki zaliczające się do literatury kobiecej, nie przepadam
za słodkimi romansami, nie lubię czytać
o łzawych dramatach i głupstwach popełnianych z...głupoty.
Sięgam raczej po powieść historyczną, mroczny gotycki romans lub po prostu po kryminał.
I nagle wyzwanie: trzeba poczytać książki pani Wioletty Sawickiej, ponieważ (uwaga!): będzie z nią spotkanie już 19 kwietnia w czytelni w zamku..
Podczytuję trochę trzy pierwsze książki
i to, co szczególnie rzuca mi się w oczy, to niebywale lekkie pióro i umiejętność takiego zawiązania akcji, że właściwie od samego początku człowiekiem targa ciekawość: jak też skończy się ta historia.
Opieram się jednak, bo przecież ja nie czytuję takich książek.
Niestety.
Przy Wyspach Szczęśliwych mur moich uprzedzeń pada i rozsypuje się
w drobny mak. Historia zaczyna się w taki sposób, że nie da się jej tak zwyczajnie porzucić w pół strony, a potem robi się już tylko coraz mroczniej, coraz ciekawiej, aż do momentu, gdy moją wyobraźnię pokrywa gęsia skórka
i ,z jednej strony, nie mogę się doczekać zakończenia, a z drugiej, kompletnie nie wiem, co ze sobą zrobię, jak skończę już czytać. Jest więc sprytna intryga, którą śmiało można nazwać kryminalną, jest mroczna tajemnica i jest kawałek historii - o wiele straszniejszy niż w powieściach fantasy, bo prawdziwy. Pojawia się też miłość, całkiem inna niż zwykle ją piszą.
"Wyspy szczęśliwe" to historia dwóch kobiet. Pierwsza z nich to Joanna, która pada ofiarą zdrady najbliższej osoby. Z dnia na dzień wszystko, czym
się otaczała i w co wierzyła, okazuje się być wyrafinowanym
kłamstwem. Obdarta z poczucia bezpieczeństwa, oszukana i przerażona musi wytrwać, żeby ochronić jedyne co jej
pozostało - córeczkę.
Druga to Marta, rdzenna mieszkanka Mazur, która w dzieciństwie przeżyła nieopisaną tragedię. Złamana i okaleczona nie zatraciła jednak woli życia. Jej ciepło i dobroć sprawiają, że ludzie do niej lgną, a ona potrafi ich
objąć swoim wielkim sercem.
Obydwie kobiety z pozoru kruche i bezbronne okazują się prawdziwymi wojowniczkami, a dla nas, czytelników, staje się jasne, że świat nie zawsze wygląda tak, jak sobie wymarzymy, co wcale nie
znaczy, że nie może być wspaniały.
Wyspy szczęśliwe to książka, która natchnęła mnie optymizmem, zaciekawiła, zezłościła i wzruszyła, książka pełna bohaterów, których chętnie
zaprosiłabym do swojego życia.
Na koniec jeszcze raz przypomnę: Spotkanie z panią Wiolettą Sawicką już w najbliższy czwartek w czytelni w zamku o godzinie 18.00.
Spotkajmy się tam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz