26 marca 2020

"Petersburg. Miasto ze snu"








Люблю тебя, Петра творенье,
Люблю твой строгий, стройный вид,
Невы державное теченье,
Береговой ее гранит,
Твоих оград узор чугунный,
Твоих задумчивых ночей
Прозрачный сумрак, блеск безлунный.
 
A. Puszkin: Jeździec Miedziany

Kocham cię, grodzie mój Piotrowy:
Twych zwartych kształtów kocham ład,
Prąd Newy władny i surowy,
Nadbrzeżny granit, wzory krat
Na ogrodzeniach metalowych,
Twych zadumanych nocy dym
Przeźroczy, blask bezksiężycowy.
Tłum. J. Tuwim





Petersburg. Piotrogród. Leningrad. Północna Wenecja. Miasto białych nocy. Miasto deszczu i mgieł. Miasto-bohater. Ileż określeń! A każde z nich niesie za sobą ciekawą i niesamowitą historię.
Petersburg, zawieszony między niebem a wodami Newy, to u autorki „miasto snu”. W jej reportażach jest to sen rozsnuty w trzystuwiekowej historii – na zmianę pastelowy i okrutny, piękny i koszmarny, uczepiony konkretu  z  kamienia. Przy całej wrażliwości na newskie mgły i oniryzmy książka Joanny Czeczott to nie jest nastrojowy obraz dla melancholików i estetów. Ten portret pokazuje ludzkie twarze w trudnej codzienności. Jednak ja chwyciłam tę książkę, bo uwielbiam  to miasto. Zachęcam do jego odwiedzenia.
A teraz o książce słów kilka…
     Książka Joanny Czeczott to zbiór trzynastu reportaży, które razem tworzą opowieść o historii i ludziach wyjątkowego miasta. Autorka umiejętnie splata bolesną przeszłość z teraźniejszością. Zabiera w podróż po metropolii nad Newą. Co rzuca się w oczy po lekturze już pierwszych stron? Doskonale widać, że autorka dobrze zna miasto. Dzięki temu potrafiła nadać reportażowi klimat, który współgra z treścią. I jeszcze jedno… To, że Czeczott przyjechała z innego państwa, dało jej możliwość surowego spojrzenia na to, jak dawna stolica   z czasów caratu wygląda faktycznie, a jak przedstawiana jest na łamach książek  i filmów, będących nierzadko mitotwórczymi.
Przez opowieści osób i opis samego Petersburga pokazuje kilka jego twarzy. Zabiera czytelnika w filozoficzną podróż po rosyjskiej duszy i pokazuje, jak niektóre wydarzenia na nią wpływały.
Swoją opowieść rozpoczyna od ukazania walki ugrofińskich Wotów o zachowanie własnej tożsamości i kultury. Poznajemy więc przedpiotrową przeszłość terenów, na których zbudowano Petersburg. Widzimy bezbronność tamtejszych mieszkańców wobec państwowego lewiatana. A potem  cierpienie robotników ściąganych carskim ukazem z całego imperium, aby w nieludzkich warunkach pracować ponad siły przy budowie miasta-marzenia. Wielkie masy cierpią niesprawiedliwość carskiego samodzierżawia, harując dla wygody garstki arystokratów. Miasto zrodzone z utopijnej idei Piotra Wielkiego. Kolejny rozdział poświęcony jest właśnie jemu i jego reformom. Zaskoczył mnie tutaj sposób przedstawienia cara i jego rządów. Nieco w krzywym zwierciadle. Czytamy  o przymusowym goleniu bród bojarom, nagich karłach wyskakujących z mis z jedzeniem; o podróży incognito na Zachód z jedną małpą i jednym kupcem oraz o tym, że okrutny imperator własnoręcznie torturował syna. „Groteskowy kraj, groteskowy władca, więc i wprowadzane przez niego reformy musiały być groteskowe”.
Oczywiście nie mogło zabraknąć opisu oblężonego w czasie wojny przez ponad dziewięćset dni Leningradu; wówczas życie straciło milion cywilnych mieszkańców. Jeżeli ktokolwiek czytał wydane w ostatnich latach w Polsce publikacje poświęcone blokadzie, nie znajdzie w książce Czeczott żadnych nowych informacji. Mimo to, rozdział zdecydowanie wart jest przeczytania. Dlaczego? Powodem są przytaczane rozmowy z kobietami, które przeżywszy oblężenie, utworzyły wśród „blokadników” związek działkowców, sadowników oraz rolników. Jego członkowie do dziś spotykają się na wspólnych biesiadach,  a nawet dożynkach – by wspólnie świętować i pamiętać.
Ostatnie rozdziały książki to chyba najmocniejsza strona „Petersburga”. Mamy teraźniejszość. Autorka wysłuchuje opowieści ludzi, którzy są nośnikami ciekawych historii. Spotykamy najróżniejszych przedstawicieli współczesnego rosyjskiego społeczeństwa. Prezentują oni odmienne postawy, deklarują inne wartości – różni ich wszystko.
Czytamy o kobietach odwiedzających synów w niesławnym areszcie śledczym („Krzyżach”). To relacje z rozmów z czekającymi w kolejce na widzenia. Widzimy oczami autorki ostatnich już przedstawicieli przedrewolucyjnej arystokracji, tęskniącej z kolei za carską rzeczywistością. Spędzamy cały dzień w gronie obnośnych handlarzy mydła i powidła z petersburskiego metra. Słuchamy dzieci oligarchów, szczycących się swoimi umiejętnościami „radzenia sobie w życiu”. Spotykamy się ze współczesną komunistyczną młodzieżą, która w swojej piwnicznej bazie czeka na przyjście kolejnej rewolucji. Słyszymy głosy działaczy organizacji LGTB. I głosy młodych aktorów-studentów, którzy w czasie przygotowań do wystawienia sztuki teatralnej poznają przerażającą prawdę o Gułagu. Pada tu zdanie, które trafnie podsumowuje poprzednie rozdziały: „Bo można myśleć o łagrze jak o obozie za kratami – a można o całym kraju myśleć jak o wielkim łagrze”.
Książka naprawdę godna uwagi. Joanna Czeczott potrafiła ukazać wyjątkowość Petersburga, uwypuklić najważniejsze czynniki, które ją ukształtowały. Wyczuwa się dużą wrażliwość autorki, jej umiejętność wysłuchiwania rozmówców. Oszczędny, a zarazem potoczysty styl, dzięki czemu rozdziały czyta się szybko i z przyjemnością. Tylko jeden minus: rosyjskie słowa używane bez objaśnienia mogą być niezrozumiałe dla nieprzygotowanego czytelnika, choć to  w zasadzie nie utrudnia odbioru.

Książka dostępna w Legimi.

                     Mariola

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz