Czy miałaś / miałeś kiedyś taki
dzień w pracy, który zapamiętasz do końca życia? Ja miałem. Pierwszy rok pracy,
okolice świąt Bożego Narodzenia. Z bratem, który przyjechał do domu na ten
czas, obejrzeliśmy stare zmagania polskiego klubu w Lidze Mistrzów. Odległe
lata 90-te, gdy nie lały nas drużyny z Estonii. Wracam do roboty. Dzień zbliża
się do końca. Nagle staje przede mną człowiek, którego twarz widziałem bardzo
często w te świąteczne dni na ekranie komputera, ale przecież… to niemożliwe!
Co gwiazda futbolu robiłaby w bibliotece? Gdy wypożyczał książki wszystko stało
się jasne. On nie jest podobny, to po prostu… on. Krótka rozmowa, zdjęcie,
autograf. A gdy okazał się stałym klientem zaproponowałem spotkanie otwarte dla
czytelników. Wszystko było dogadane, ja przygotowany, termin ustalony. Pozostał
do spełnienia jeden warunek… Otóż w piłce nożnej zmiana miejsca pracy następuje
bardzo często, więc jak nie zwolnią… Zwolnili. Nasz niedoszły gość z
powodzeniem pracował w zupełnie innej części naszego kraju, a ja zostałem z
niezadanymi pytaniami, wolnym terminem, no i z numerami telefonów do osób,
które na ulicy nieśmiało poprosiłbym o autograf.
Jakaś dziwna aura panuje wokół
zawodu bibliotekarza. To taki ktoś, kto podaje książki lub wstawia z powrotem na
półkę. Nieraz mnie pytano czy może czytam tam książki. Często wychodzi się z
założenia, że na pewno znam ich całe mnóstwo, więc skutecznie doradzę zarówno
kryminał, jak i harlequin oraz wskażę najlepszy tekst Artura Bartelsa.
Tymczasem zawód bibliotekarza na
przestrzeni lat uległ znaczącym zmianom. Obecnie biblioteka to miejsce
realizowania bardzo różnorodnych działań, w których czasem wręcz trzeba sobie
przypomnieć, że koniec końców mamy coś wspólnego z książkami. Biblioteka może
być też miejscem realizowania pasji albo powracania do nich. W końcu w moim CV
widnieje kilka lat owocnej pracy dziennikarskiej przy sporcie. Redakcja i
portal się rozleciały, ale niektóre z wywiadów jeszcze tu i ówdzie krążą po
sieci. Inne ma mój pendrive.
Nie wypaliło ze sławnym piłkarzem,
ale czy na pewno wszystko stracone? Tak zrodziła się idea cyklu pod nazwą
„Salon Sportu”. Ku mojemu zaskoczeniu środowisko sportowe okazało się bardzo
otwarte na tę nową formułę. I tak od słowa do słowa okazało się to możliwe do
zrobienia. By jednak pole możliwości zwiększyć poszukaliśmy środków
projektowych. Nie wszyscy widzą w tym potencjał dla kultury i bibliotek – choć
według mnie to doskonała droga do biblioteki. Ale w końcu pojawiło się zielone
światło z programu „Partnerstwo dla książki”. A później pojawiło się
pomarańczowe przez epidemię. Dlatego może w ograniczonej formie, często w wersji online, ale Salon Sportu zainauguruje swoją działalność w ramach
projektu „W świetle jupiterów – wielki sport w małej bibliotece”.
Partnerami będą akademie dziecięco-młodzieżowe
z różnych sportowych dyscyplin: piłka ręczna, piłka nożna, judo, karate,
futsal. Ponadto chcemy poruszyć tematykę paraolimpijską, więc zaprosiliśmy
także stowarzyszenia działające na rzecz osób z niepełnosprawnością. Ale bez
reklamy nie ma nic – a przecież nie każdy kibic futbolu zagląda na fanpage
lokalnej biblioteki. Stąd partnerstwo medialne sport.egit.pl, stomil.olsztyn.pl
oraz wama-sport.pl wraz z ogromnym wsparciem merytorycznym. I tym cudownym
sposobem w Ostródzie pojawi się „Salon Sportu”. Cykl spotkań o sporcie, o
różnych jego aspektach. Gośćmi sławy różnych dyscyplin i różnych obszarów
realizowania się w sporcie – dziennikarze, sędziowie, pisarze, działacze,
wreszcie zawodnicy. Chciałbym jednak, aby chodzenie na „Salon Sportu” (lub jego
oglądanie w necie w dobie pandemii) stało się po prostu modne – nie idę
dlatego, że przyjechał facet z okładki „Przeglądu Sportowego”, ale chodzę na
„Salon Sportu”, bo mi się to podoba. Chcę byśmy przestali na sporcie się
„znać”, ale byśmy faktycznie się na nim znali. Do tego potrzebna jest rozmowa
na różne tematy z fachowcami, a nie tylko gapienie się w telewizor albo –
przepraszam – darcie japy na sędziego i trenera podczas meczów.
A dlaczego to doskonała droga do
biblioteki? Otóż, mamy kibiców sportowych prawie tylu, co obywateli. Obecnie
bardzo na topie są książki o tematyce sportowej. Ja po raz pierwszy z tym
„nowym gatunkiem” spotkałem się, gdy wpadła mi w ręce książka „Szamo”.
Naśmiałem się, poznałem sporo kulis, fajnych historii, ale… stężenie pewnego
rodzaju słownictwa i natura przytaczanych historii raczej nie stanowią dobrego
wzorca (i nie jest to uwaga do Pana Grzegorza Szamotulskiego, po prostu tak to
w jego oczach wyglądało i to też pozwala postawić wiele istotnych pytań o naszą
piłkę kopaną). Później były inne. Obecnie stały się bardzo popularne, rocznie
wychodzi ich cały szereg. Powstało nawet wydawnictwo SQN, które w tym rodzaju
literatury się specjalizuje i którego pracą także się wspieram w działaniu. Po
taką książkę sięga wiele osób, które po żadną inną by nie sięgnęły. A jak już
sięgną po taką… a jak już przyjdą do biblioteki, bo akurat taka jest promowana
przez kogoś znanego… Gości dobieram tak, aby faktycznie pokazać, że jest kogo w
tym środowisko stawiać za wzór i stereotypy na temat sportowców są tak samo
nieprawdziwe, jak te o pracy bibliotekarza.
No i – krótko mówiąc – tak to się
zaczęło.
A w zasadzie zacznie! Jak długo będę chciał się w to bawić, to pewnie zależy od
efektywności tych działań, a mówiąc bardziej precyzyjnie – od Państwa. Jeśli
będziecie śledzić działania projektowe online, a gdy będziemy działać z
publicznością to przyjdziecie i dacie wiadomość innym – może wyjść coś bardzo,
bardzo fajnego. A jak ważny społecznie jest sport pokazuje nawet obecna
sytuacja, w której powrót na boiska naszych ligowców, tak często przez nas
dyskredytowanych, stał się wielkim wydarzeniem, zyskującym międzynarodowy
rozgłos. I odtąd w wielu innych krajach oglądają polską ligę. A wy tych naszych
sportowców będziecie mogli spotkać… w swojej bibliotece!
Zachęcamy do polajkowania na
twitterze i facebook’u. Systematycznie będziemy odkrywać karty ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz