28 kwietnia 2020

Praca w bibliotece w czasie pandemii

Obecna sytuacja związana z pandemią koronawirusa zmusiła nas wszystkich do zmiany codziennych przyzwyczajeń. Jedną z kluczowych spraw do rozwiązania jest możliwość wykonywania pracy, którą do tej pory wykonywaliśmy poza domem. Wiadomo, że praca zdalna wiąże się nie tylko z posiadaniem odpowiednich warunków (stanowisko, sprzęt), ale przede wszystkim z właściwym zaplanowaniem zajęć, które możemy zdalnie wykonywać. Mimo zamkniętych drzwi pracujemy i jesteśmy dla swoich czytelników w pełnej gotowości. My też przeszliśmy  na zdalny tryb pracy i wszelkich informacji udzielamy drogą telefoniczną, mailową oraz za pośrednictwem mediów społecznościowych. Oczywiście nie wszystkie sprawy da się załatwić zdalnie, ponieważ nie mamy na domowych komputerach  wszystkich niezbędnych do pracy programów, dlatego przychodzimy do biblioteki również w systemie dyżurującym. My więc nie próżnujemy i wykonujemy prace, na które do tej pory nie było czasu. Porządkujemy księgozbiór, okładamy wszystkie książki, ubytkujemy zniszczony księgozbiór.
Koleżanki, które pracują z dziećmi podczas warsztatów i lekcji bibliotecznych, odświeżają scenariusze zajęć. To jest bardzo dobry czas, żeby uporządkować myśli i poszukać nowych inspiracji.
Na bieżąco robione są też zakupy nowości wydawniczych do wypożyczalni. Wprowadzamy zakupione książki do naszej bazy w systemie bibliotecznym MAK. Oklejamy wprowadzone do systemu książki kodami kreskowymi, nadajemy sygnatury...
Dokonujemy codziennego przeglądu prasy lokalnej w poszukiwaniu wiadomości dotyczących naszego powiatu, które są następnie kserowane bądź skanowane i zbierane w specjalnym segregatorze.
Czytelnicy MBP mogą korzystać z platformy wirtualnej czytelni Legimi bezpłatnie z domu i urządzeń mobilnych. Aby uzyskać dostęp, należy wysłać e-mail na adres poczty elektronicznej naszej biblioteki, w tytule wpisując numer karty bibliotecznej. Po weryfikacji, czy dana osoba jest czytelnikiem naszej biblioteki, wysyłamy e-mail zwrotny z kodem dostępu do Legimi.
Pomyśleliśmy także o kwiatach w całej bibliotece. Teraz jest czas, by się nimi zająć. Otrzymują nowe, większe donice, świeżą ziemię i nawóz, by cieszyły oczy odwiedzających po ponownym otwarciu biblioteki.
Na koniec jednak najważniejsze! Czas zamknięcia biblioteki wykorzystaliśmy do przeprowadzenia skontrum, czyli inwentaryzacji całego księgozbioru. W czasie takiego przedsięwzięcia koniecznym staje się zamknięcie biblioteki dla czytelników. Przeprowadzenie skontrum trwa zwykle 3-4 tygodnie. W związku z kwarantanną zdecydowano przeprowadzić go teraz. W czasie skontrum trzeba sprawdzić, czy liczba książek w księgach inwentarzowych zgadza się się ze stanem faktycznym. Trzeba też sprawdzić wszystkie książki na regałach. W tym celu brana do ręki jest każda książka i sprawdzana, czy dane zgadzają się z zapisem w inwentarzu, czy egzemplarz posiada właściwy kod oraz czy nie ma wewnątrz jakichś uszkodzeń (np. czy nie brakuje stron). Mamy nadzieję, że ta informacja uzmysłowi czytelnikom ogrom wykonywanej obecnie pracy, tym bardziej, że nasz księgozbiór liczy kilkadziesiąt tysięcy.
Tak więc czas epidemii to okres pracowity dla bibliotekarzy. Nie zwalniamy tempa. Podsumowując: zamawiamy online i zakupujemy w księgarni nowe pozycje wydawnicze i opracowujemy owe nowości, usuwamy pozycje zdeaktualizowane, porządkujemy dary otrzymane  od naszych czytelników, porządkujemy magazyn, piszemy projekty na ciekawe wydarzenia, przygotowujemy wystawy, które, mamy nadzieję, już wkrótce zaprezentujemy naszym czytelnikom.
Nie możemy się doczekać spotkania z Wami, naszymi wiernymi czytelnikami.

     Mariola

27 kwietnia 2020

Unikatowy zbiór słów





"Słowa na szczęście i inne nienazwane stany duszy".Tekst:Grażyna Plebanek, ilustracje: Marta Frej. Książka została wydana przez wydawnictwo Agora w 2019 roku.
Czy da się określić "nienazwane" stany duszy?
Da się, ta książka to udowadnia -  czerpiąc z różnych stron świata różnorodne słówka i bawiąc się nimi.
To zbiór czterdziestu "wyłuskanych", jak sama autorka je określa, słów, pochodzących z różnych kultur, "wpleciony w rodzimą wełnę", w naszą polską mentalność, obyczajowość, nasz język. Odnosząc się do literatury, filmu czy codziennego życia, wprowadza w rozumienie i sens tych słów.
Oczekuje od nas, czytelników, że przyjrzymy się im uważniej, tak jak czasami oglądamy wyłuskane ziarnko orzecha. Czy na pewno jest dobre? Czy będzie nam smakowało? Prowadzi nas przez ten zbiór w sposób bardzo wdzięczny, prosty i uroczy, pełen pozytywnej energii i budujący, oddając jednocześnie szacunek innym kulturom. A my, czytając o tych słowach, nie nudzimy się    i zaczynamy szukać swoich "ulubionych", tych, co najlepiej smakują.
Tak, ja znalazłam w tym zbiorze kilka "ulubionych". Na pierwszym miejscu postawiłabym japońskie słowo „wabi-sabi” (siła niedoskonałości). Tłumacząc je najprościej, to akceptowanie niedoskonałości; to świadomość, że nic nie trwa długo, nic nie jest skończone, nic nie jest idealne, ani świat, ani my sami. Akceptowanie przemijania, tego, że życie jest ruchem, zmianą, że jesteśmy wpisani w cykl przemijania i odradzania się.
Ujęło mnie też inne japońskie słowo: „Boketto” (moc gapienia się). "Niektóre głowy umieją się same przewietrzać i zawieszać, kiedy mają dość". Podejmę próbę i będę praktykować tę "umiejętność wstrzymywania myśli".
Czy greckie słowo „meraki” (wełna miłości) - to robienie czegoś z miłością, oddaniem, uwagą? Tak, to np. rękawiczki uszyte przez tatę autorki "metodą ścisłej fastrygi" - do dzisiaj nie widziałam piękniejszych". Włożenie w zrobienie czegoś serca i duszy.
Mój wybór "ulubionych" słów zamknęłabym słowem „ubuntu” (ja czyli my), pochodzące z grupy południowoafrykańskich języków bantu. "Że nawet, jeśli uważamy się za wyspy, to tworzymy archipelag”.
"Uzupełniamy się, słowo, rozmowa, bezinteresowna pomoc - zbliża". Autorka słusznie zauważa, że to słowo jest bardzo ważne, zwłaszcza w naszych czasach: "to lekarstwo na rasizm, nacjonalizm, indywidualizm ".


Cały ten unikatowy zbiór słów świetnie uzupełniają ilustracje Marty Frej, dopełniają go obrazem.
Zachęcam innych do przeczytania tej książki i poszukania swoich "ulubionych" słów w tym wyjątkowym zbiorze.

Książka dostępna jest w naszej bibliotece i na platformie LEGIMI.

Ag.


15 kwietnia 2020

Obrazki z Rosji


 Książka Jeleny Kostiuczenko „Przyszło nam tu żyć. Reportaże z Rosji”


Książka podzielona jest na pięć części. Ta szeroka opowieść o współczesnej Rosji jest zbiorem reportaży dziennikarki śledczej niezależnego pisma „Nowaja Gazieta” – tego samego, w którym pracowała zamordowana w 2006 roku Anna Politkowska. Kostiuczenko idzie w jej ślady, oddając głos tym, których inni boją się wysłuchać. Młoda dziennikarka (rocznik 1987) nie przeprowadza wywiadów przez telefon, nie pisze zza biurka.    
Z determinacją zbliża się do tych (wcielając się w różne role społeczne i zawodowe), od których wszyscy inni, na czele  z władzami, się odwrócili. Dzięki temu czytelnicy poznają historie osób, które łatwo osądzać i którymi najczęściej w Rosji się pogardza. Kostiuczenko nie osądza. Zawsze oddaje głos swoim bohaterom. 
Reportaże nie są długie, a ich konstrukcja jest przemyślana, zwarta i spójna.

Lektura reportaży jest wstrząsająca – zwłaszcza, że historie, o których mowa, podane są na ogół beznamiętnie, z dokumentalną powściągliwością. Historie o ciemnych stronach codzienności w Rosji. Oto niektóre z nich.
Dziennikarka relacjonuje, jak spędziła dobę z narkomanami – tymi, którzy „jutro umrą”. Opisuje, jakie śmiertelne żniwo zbiera narkotyk biednych w Moskwie, czy Petersburgu – „krokodyl”. Z empatią podchodzi do tych ludzi, którzy często nie zdają sobie sprawy, że na nią, jak każdy, zasługują i nie ocenia. Ale jej słowa mogą uderzać w czytelnika: „Za tydzień jedno z nich umrze: w nocy, we śnie zatrzyma się serce. Drugie wbrew wszystkiemu spróbuje pójść na detoks i się uratować. A imiona ich nie są istotne, bo wam tak naprawdę jest przecież wszystko jedno”.
Opowiada o konflikcie rdzennych mieszkańców Syberii z nafciarzami, czy górnikach, którym od miesięcy nie wypłacano pensji i rodziny żyją na granicy nędzy. Kto o nich się martwi?! Na pewno nie państwo.
Bulwersujące są historie o losach rosyjskich żołnierzy; jak niszczy ich psychicznie fala w wojsku. Autorka przedstawia żołnierzy, którzy rzekomo na ochotnika zgłaszają się do udziału w konflikcie w Donbasie.
Wcielając się w rolę stażystki, autorka daje obraz skorumpowanej drogówki i służb śledczych. Fałszowanie dowodów, niewyobrażalne łapówkarstwo, przemoc. I bezkarność mundurowych. Niewiarygodne!
Dziennikarka odwiedza ruiny szpitala, w których żyją niedoszli samobójcy, odszczepieńcy, wariaci. Pokazuje codzienność mieszkańców hotelu robotniczego, rozpadającego się, gdzie jego mieszkańcy żyją w warunkach urągających ludzkiej godności, a lokalna administracja nie robi nic.
Kostiuczenko poznaje świat prostytutek, które za marne pieniądze, w przydrożnym baraku, zaspokajają tirowców, policjantów, polityków.
Najbardziej chyba poruszające są opowieści rodziców dzieci zamordowanych 
w masakrze w Biesłanie oraz tekst o ostatnich żyjących bohaterach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Nie mają dla Kremla osobowości ani twarzy, żyją w zapomnieniu i biedzie przez cały rok, tylko  9 maja przypominają sobie władze o ich istnieniu. A ci są tak nauczeni szacunku do ojczyzny i władzy, że nawet łzy, ocierane ukradkiem ze wstydem, i poczucie krzywdy, jawią się im jako niewłaściwe, „nie na miejscu”.
Historie opowiedziane na kartach książki chwytają za serce, wzruszają lub bulwersują. Większość  z nich jest przede wszystkim przygnębiająca. „Życie jest ciężkie. Rozejrzyj się. Kto tu jest szczęśliwy? Nie ma takich” – stwierdza jedna ze sprzątających moskiewskie ulice sprzątaczek.
Tym, co wyróżnia książkę, nie jest przekrój tematów, ale to, w jaki sposób autorka do nich podchodzi. Faktycznie poznaje się zagadnienia, a nie moralizatorskie przesłanie zgorszonego dziennikarza. Poprzez historie pozostawionych samym sobie ofiar politycznych rozgrywek czy bezlitosnego systemu Jelena Kostiuczenko pokazuje prawdziwą rosyjską „czarnuchę” – ciemne strony życia, naznaczone przemocą, bezprawiem i wykluczeniem, z którymi mierzą się obywatele kraju „siłowików”, oligarchów i byłych agentów. Historie Rosjan, o których Kreml nie chce wiedzieć, bo nie pasują do propagowanego obrazka pozłacanego imperium.
Książki nie czyta się jednym tchem;  raczej jest to opowieść, którą się dozuje, bo nie sposób przyjąć tyle bólu i cierpienia.
Fani reportażu dostają porządny kawałek rzetelnego dziennikarskiego warsztatu.

Mariola

Książka dostępna w Legimi. 




3 kwietnia 2020

"Szafa" Olgi Tokarczuk.




Dlaczego akurat opowiadanie Olgi Tokarczuk?
Wiedziałam, że jej książki to "wyzwanie intelektualne"      i bałam się, że powieść mnie pokona, stąd wybór krótszej formy. Wybrałam zbiór trzech opowiadań wydanych pod wspólnym tytułem "Szafa".
Jako dziecko często spędzałam wakacje u babci na wsi w starym domu. Bardzo lubiłam ten czas i ten dom - zawsze  dla mnie przyjazny i życzliwy. Najfajniejszym miejscem do zabawy był wtedy strych, gdzie stała olbrzymia stara szafa, skrywająca w sobie "skarby", stare ubrania, buty, niepotrzebne nikomu już rzeczy. Czas mijał, dom się zmieniał; podczas kolejnego remontu nie znaleziono miejsca dla szafy. Moja babcia pamiętała, że lubiłam tę szafę i uratowała dla mnie jej "kawałek" - tłoczoną drewnianą gałkę z zamkiem; stoi teraz u mnie ta cząstka na honorowym miejscu.
Przypomniałam sobie ten czas i tę szafę, czytając opowiadanie Olgi Tokarczuk "Szafa". Poznajemy w nim parę bohaterów, małżeństwo, które kupuje do swojego  "nowego"  starego mieszkania starą szafę: „miała dwoje drzwi ozdobionych roślinnym ornamentem a trzecie były przeszklone”. Zastanawiają się, czy będzie pasowała do pozostałych mebli. Nocą szafa śni się kobiecie i od tego momentu patrzy ona na nią inaczej, nie tylko jak na mebel, zwykłą rzecz.
"Szafa" Olgi Tokarczuk to dla mnie "czas", "przestrzeń", pewien rodzaj "przejścia", "stan ducha".
"Przestrzeń "- absolutnej ciszy, "w której wszystko jest zawieszone jak dekoracje na wystawach sklepów", cisza dająca szczęście, "ponieważ byliśmy wszędzie nieobecni". Przestrzeń, gdzie zacierają się wszelkie granice, np. pomiędzy tym, co męskie, a co kobiece, czy coś jest gładkie czy chropowate, dalekie czy bliskie, obce czy swojskie, gdzie nie ma znaczenia, jaka jest pora dnia, pora roku czy rok, zawsze jest "aksamitnie" i można "karmić się własnym oddechem". "Czas", który - "jest obcy a jednak coś przypomina ", coś tak znajomego, tak bliskiego.
To "Przejście" do innej czasoprzestrzeni, lepszej od otaczającej nas rzeczywistości.
Teraz na moją szafę z dzieciństwa spojrzałam inaczej, nie tylko jak na piękny stary mebel, w którym mogłam odkryć "skarby" i który zawsze będzie mi się kojarzył z babcią i "tamtym czasem", ale jak na "przejście" do innego duchowego wymiaru, czasu absolutnego szczęścia i harmonii ". Zostało mi jednak wspomnienie, którego nikt nie może mi wydrzeć", nawiązując przy okazji do poruszającej baśni Andersena o Imbryku, o której wspomina Olga Tokarczuk w Czułym narratorze.
To wspomnienie zawieszone gdzieś w mojej pamięci jest dla mnie jak ubranie ściągnięte z wieszaka wyciągniętego z głębi szafy, trochę zapomniane i na nowo odkryte. Nakładam je i wiem, że zawsze będę się w nim dobrze czuła.
Pisałam ten tekst dużo wcześniej przed tym, co dzieje się teraz na świecie i co dotyczy każdego z nas. Przed czasem strasznej niepewności, przed czasem koronawirusa (covid-19). Chciałabym, żeby ten czas już minął, żebym mogła odłożyć to wspomnienie na jednym z wieszaków i "zawiesić" go głęboko w szafie. I nawet kiedy przypadkowo kiedyś na nie trafię to... zastanowi mnie ono i zasmuci.

                          Ag.