25 sierpnia 2020

Żyć w miejscu "wiecznego początku"

 

Książka Beaty Szady „Wieczny początek. Warmia i Mazury” wydana przez wydawnictwo Czarne ukazuje się w momencie 100 rocznicy plebiscytu na Warmii i Mazurach 1920-2020.

To dobry czas, by przypomnieć o skomplikowanym dziedzictwie kulturowo-historycznym tych ziem. 

Cieszę się, że los sprowadził Beatę Szady, dziennikarkę, reporterkę do malutkiej wsi na Warmii - do Kikit. Dzięki za jej reporterską ciekawość i stawianie pytań – dlaczego? „Dlaczego Orzołek jest ostatnim Warmiakiem?” i dlatego stąd jej refleksja, że to dość ostateczne, i te przemyślenia przyczyniły się do tego, że spojrzała dalej i przyjrzała się miejscu, w którym żyjemy - Warmii i Mazurom - uważniej.

Opowiadanie „Wiecznego początku” snute jest przez ludzi, którzy mieszkali na tych terenach przed II Wojną Światową, ludzi, którzy tu przybyli po wojnie i tych, którzy się tu urodzili po 1945 roku. Przyglądanie się miejscom, budynkom, miastom, miasteczkom, często znikającym już wsiom, buduje w naszej wyobraźni piękny warmińsko-mazurski kilim tkany nićmi, które często się rwą i plączą, a niektóre motywy kilimu bezpowrotnie zanikają. Jednak dla mnie jest on piękny, mimo że tak bardzo łatany.

Beata Szady, cytując w jednym z rozdziałów Melchiora Wańkowicza „Na tropach Smętka” : „zrozum tu co, człowieku...”, oddaje istotę rzeczy. Podejmuje jednak próbę zrozumienia tożsamości tego regionu obarczonego „klątwą” „wiecznego początku” - ludzie, przybywający na te ziemie muszą zaczynać wszystko od początku, nawet Ci, którzy tu byli od zawsze są naznaczeni tym piętnem, bo w końcu nie wiedzą czy są Polakami, Niemcami, Mazurami czy Warmiakami? Na nowo muszą określać swoją tożsamość.

Mimo tych niemieckich korzeni, niemieckiej krwi za dużo we mnie słowiańskości”- Edward Cyfus mówi o sobie, że czuje się Warmiakiem.

Człowiek będzie zawsze wracał do swoich korzeni, tak jak powiedziała jedna z bohaterek książki: „korzenie ciągną”, siłą rzeczy wracasz do miejsca, gdzie się urodziłeś.

To miejsce jest też moim początkiem i nie odbieram go jako „klątwy wiecznego początku”, bo nie noszę w sobie „trudu czasu wojny”. Jestem trzecim pokoleniem tu żyjącym. Chociaż według prof. Barbary Fatygi, która stworzyła ten termin, ta klątwa może też dotyczyć mojego pokolenia, które często wyjeżdża za „lepszym” życiem.

Mój dziadek ze strony ojca przybył na te ziemie jako osadnik zza Buga. Dziadkowie nie chcieli do miasta, osiedlili się więc w Warlitach Wielkich – po to by żyć z ziemi, tak jak w Michaliszkach, w których żyli przed wojną. Warlity to taki „koniec świata”, prawie w dosłownym znaczeniu, droga, która tu prowadzi tu się też kończy w piękny sposób - jeziorem Szeląg Wielki. Z murowanego z czerwonej cegły domu, w którym mieszkaliśmy, została tylko połowa, nie ma też starej przedwojennej jabłoni pod którą rosła cebulica syberyjska, jej sadzonki przyniosła moja babcia z parku otaczającego dwór nad jeziorem. Obecnie w miejscu dworu stoi nowoczesny hotel, z parku pozostały dwa olbrzymie suche jesiony, jedyny ślad dawnego życia. Wiem, że we dworze mieszkał Gustaw Adametz, starosta Ostródy (1886-1919) i że wtedy to miejsce było piękne. Dziadek pokazał mi, gdzie w pobliskim lesie jest mały cmentarz, na którym pewnie zostali pochowani ostatni właściciele dworu w Warlitach.

Mój tata wybudował nowy dom w Ostródzie na osiedlu plebiscytowym, z jego okien widać szczyty domów, które tu były „od zawsze”, tzw.„kochówek” - przypominające o dziedzictwie historycznym tego miejsca, tak jak zresztą nazwa mojego osiedla „Plebiscytowe”.

Jestem tu zakorzeniona i ciężko byłoby mi te korzenie odciąć. Mam duży sentyment do tej ziemi, zawsze mnie ciekawiło, kto tu żył przed nami, bo przecież te budynki do kogoś należały, a moi dziadkowie tu przybyli.

Polecam tę książkę nam - ludziom Warmii i Mazur oraz wszystkim tym, którzy nie zatracili w sobie ciekawości świata.


P.S Beata Szady wszystkie miejsca opisane w książce odwiedziła jeżdżąc rowerem! 

                       Ag.